Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Obyś żył w ciekawych czasach - te słowa wypowiedziane przez brytyjskiego polityka Josepha Chamberlaina w 1898 r. ziszczają się, jak mało kiedy ostatnich latach, a nawet miesiącach: ledwo minęła pandemia od miesięcy Putin wojną w Ukrainie podsyca światowy kryzys ekonomiczny - z bijącą kolejne rekordy inflacją, niewidzianymi od dwóch dekad w takiej wysokości stopami procentowymi i słabnącym wzrostem gospodarczym.

Jednym z przejawów tak „ciekawych czasów” jest ostatnia decyzja szwajcarskiego Banku Centralnego (SNB) o pierwszej - od wielu lat podwyżce stóp procentowych. To zresztą jedna z kilku podobnych decyzji banków centralnych: Fed w USA czy brytyjskiego Bank of England, nie licząc wcześniej naszego NBP.

Te działania mają w swoim zamyśle wpływać na zmniejszanie poziomu inflacji poprzez zmniejszanie popytu konsumenckiego. Przy czym w przypadku Szwajcarii mamy do czynienia (w maju br.) z jej poziomem - powiedzielibyśmy - zaledwie 2,9%; przypomnijmy, ze w Polsce sięgnęła 13,9%. Dla Szwajcarów jednak, w obecnej sytuacji, nawet tak stosunkowo niewielki wzrost cen stanowi sygnał alarmowy, by zwiększyć stopy: z dotychczasowych -0,75 do -0,25%.

Choć ten krok SNB nie stanowił dla obserwatorów zaskakującego posunięcia, w tle pojawiają się bowiem spekulacje o tym, że do końca br. nastąpią jeszcze kolejne takie podwyżki. Tym bardziej, że także Europejski Bank Centralny miałby również do końca br. podwyższyć kilkakrotnie do końca roku stopy procentowe w państwach strefy euro - łącznie o 1,25%.

Wróćmy jednak do decyzji SNB. Ma ona bowiem bezpośrednie przełożenie na sytuację Polaków spłacających kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich, szczególnie popularne w pierwszej dekadzie obecnego wieku. Problem polega na tym, że, jak dowiodły to wyroki szeregu sądów, ówczesne umowy kredytowe zawierały tzw. klauzule abuzywne (niedozwolone).

Między innymi dotyczyły one stosunkowo dużej dowolności banków kredytujących w odniesieniu do przeliczania złotych na bieżący kurs franka szwajcarskiego, co sprzęgło się ze znaczącymi jego podwyżkami.

Przypomnijmy - jeszcze w połowie 2008 r. był wart ok. 2 zł, a potem już tylko rósł. Na przełomie lat 2008/2009 - wynosił już 3,33 zł, a już w 2011 r. sięgnął poziomu 4 zł, po czym spadł. W 2015 r., po uwolnieniu waluty szwajcarskiej przez SNB zależności od parytetu euro (dotąd w wysokości 1,2 franka za 1 euro) jej kurs znów sięgnął poziomu 4 zł. Obecnie, według kursu widniejącego na aktualnej stronie NBP, za franka musimy płacić średnio 4,62 zł.

Powiązanie już tylko tych dwóch wymienionych czynników sprawiło, że po latach duża część spłacających kredyty z pierwszej dekady obecnego wieku, w istocie je spłaciła. Tyle, że frank przez ten czas podrożał: z ok. 2 do 4,62 zł, a więc ponad dwukrotnie. Wobec tego to, co kredytobiorca dotąd spłacił (w złotych - np. przez 15 lat: 2 tys. zł x 180 rat, tj. 360 tys. zł) z punktu widzenia udzielającego kredytu banku nie jest kredytem spłaconym.

Te 360 tys. zł było bowiem warte 180 tys. franków w 2008 r., ale obecnie to niecałe 75 tys. franków. Choć przez szereg lat kurs franka był niższy niż obecny to i tak łącznie spłacona przez ostatnie lata kwota kredytu jest niższa od zakładanej w umowie kredytowej. W konsekwencji kredytobiorca – według banków - musi kredyt spłacać dalej.

Ostatnia podwyżka stóp procentowych przez SNB kurs franka jeszcze podniosła o ok. 10 groszy. A to oznacza dla kredytobiorców kolejne podniesienie raty kredytu - choć spłacanego w złotych, jednak przeliczanego we frankach.

Co w tej sytuacji radzą frankowiczom kancelarie prawne? Jak czytamy na stronie FrankNews
podwyżka stóp procentowych i wzmocnienie kursu franka mogą być korzystną informacją dla frankowiczów. W każdym razie dla tych, którzy zdecydują się pozwać bank. Chodzi o zakwestionowanie legalności umowy frankowej.

M.in. wskutek tego, że panuje wobec takich umów jednolita linia orzecznicza - po korzystnym wyroku TSUE z 2019 r. i kolejnych uchwałach Izby Cywilnej Sądu Najwyższego „sądy powszechne nie mają już właściwie wątpliwości, jak podchodzić do spraw frankowych. Statystyki z ostatnich miesięcy są niezwykle korzystne dla frankowiczów - w ponad 95% takich spraw sądy orzekają na korzyść kredytobiorcy, a znaczna część tych wyroków to unieważnienie umowy w oparciu o teorię tzw. dwóch kondykcji”.

Dzięki niej, na podstawie uchwały Sądu Najwyższego z lutego ub.r. zarówno kredytobiorca jak i bank mogą dochodzić swoich roszczeń. Przy czym kredytobiorca, który obawia się, że pozywając bank, będzie musiał spłacać swoje zobowiązanie przez cały okres postępowania, może zawnioskować do sądu o zabezpieczenie swoich roszczeń i zgodę na zaprzestanie spłaty.

Okazuje się, że sądy coraz chętniej przystają na takie rozwiązanie - zwłaszcza wówczas, gdy kredytobiorca spłacił już bankowi kwotę wypłaconego w ramach umowy kapitału. Jeżeli bank pozytywnie rozpatrzy taki wniosek (a zwykle tak się dzieje), kredytobiorca nie musi spłacać rat aż do momentu zakończenia sprawy sądowej.

{crossposting}