Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Ze 148 tys. wydanych w I półroczu br. pozwoleń na pracę dla cudzoziemców 110 tys. przypadło na Ukraińców. Drugie i trzecie miejsce w tym zestawieniu ministerstwa rodziny, pracy i polityki społecznej zajęli Nepalczycy (9,2 tys.) i Białorusini (8,2 tys.).

Już tylko ta, jedna z wielu, statystyk przekonuje, jak - w sytuacji istniejącego u nas od miesięcy rynku pracownika - ważne jest uzupełnianie braków siły roboczej przez napływających do nas Ukraińców.

Tym bardziej, że ponad 2 mln naszych rodaków, najczęściej młodych i dobrze wykształconych, przebywa od lat za granicą, odkąd Polska stała się krajem członkowskim Unii Europejskiej. Życie jednak nie znosi próżni. Nie dziwi, że naszych sąsiadów zza południowo-wschodniej granicy przebywa u nas - brak jest precyzyjnych danych - od 1 do nawet 3 mln (choć tylko niewielka część z nich - 187,8 tys. na koniec I półrocza br. posiadała aktualne dokumenty na pobyt w Polsce).

W przeciwieństwie do tzw. uchodźców (lepiej - imigrantów ekonomicznych) napływających do krajów Europy zachodniej, głównie po socjal, Ukraińcy przyjeżdżają do Polski, zwykle na kilka miesięcy.

To wystarczy, by uzupełnić ich domowe budżety. Średnie zarobki u nas są niemal czterokrotnie wyższe niż na Ukrainie. Przy tym, co ciekawe - według różnych badań - większość z przybywających obywateli tego kraju do Polski nie planuje osiedlać się w naszym kraju na stałe.

Według Ośrodka Studiów Wschodnich „ze względów bezpieczeństwa, społecznych i gospodarczych społeczeństwo ukraińskie tradycyjnie wykazuje się dużą mobilnością. Wśród ukraińskich badaczy migracji (...)za ostatnią przyjmuje się falę migracji ekonomicznej, która nastąpiła po rozpadzie ZSRR”. Raport OSW dodaje: „warto się jednak zastanowić, czy obecną falę, która rozpoczęła się po 2014 r. w związku z rosyjską aneksją Krymu i okupacją Donbasu oraz gwałtownym pogorszeniem sytuacji gospodarczej Ukrainy, nie należałoby rozpatrywać jako jakościowo nowej fali migracji”.

To nie wszystko. Z punktu widzenia naszego kraju korzyści z owej „jakościowo nowej fali migracji” to nie tylko znaczące uzupełnianie rynku pracowników.

To także miliardy zostawiane w Polsce przy dokonywaniu przez nich zakupów. Z ostatnich danych GUS wynika, że w ub.r. wszyscy cudzoziemcy, którzy u nas przebywali, zostawili aż 41,5 mld zł, tj. 6% więcej niż rok wcześniej. Przy czym najwięcej wydały osoby przekraczające granicę z Niemcami (16 mld zł) oraz Ukrainą (7,7 mld zł). Jednak okazuje się, że to Ukraińcy wydawali u nas więcej - w placówkach handlowych i gastronomicznych zostawiali średnio 751 zł (prawie o 38 zł więcej niż rok wcześniej), zaś Niemcy - 461 zł.

Według ekspertów agencji pracy Personnel Service „otwarcie na ruch przygraniczny i wydłużenie okresu legalnej pracy dla obywateli Ukrainy w Polsce będzie miało pozytywny wpływ na PKB”. Prezes tej agencji skomentował: „w 2017 r. Ukraińcy przekroczyli polską granicę aż 21 mln razy. To nie powinno dziwić, zwłaszcza biorąc pod uwagę skalę imigracji zarobkowej do naszego kraju. Pamiętajmy jednak, że przyjeżdżają do nas nie tylko pracownicy, ale także odwiedzające ich rodziny czy znajomi - oni także zostawiają w Polsce niemałe pieniądze”. W opinii Inglota poziom średnich wydatków Ukraińców u nas jest relatywnie spory „biorąc pod uwagę, że średnie wynagrodzenie na Ukrainie wynosi niewiele więcej, bo ok. 1 tys. zł”.

Dopóki ta dysproporcja w zarobkach w tym kraju i w Polsce pozostanie podobnie wysoka, jak obecnie, a nic nie wskazuje, by to się w najbliższych latach miało zmienić, z milionowymi rzeszami Ukraińców u nas będziemy mieć dalej do czynienia.