Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Nie rozwiązana po dziś dzień sprawa reprywatyzacji wzbudza ogromne społeczne emocje, co widać choćby przy okazji doniesień z obrad komisji ds. reprywatyzacji nieruchomości warszawskich. Już z treści przekazów medialnych widać jak często mylone są w tym przypadku dwa nakładające się na siebie problemy.

Z jednej strony oszustw i nadużyć części prawników „odzyskujących” - z ewidentnym naruszeniem prawa - kamienice osobom, które nie miały nic wspólnego z potomkami właścicieli nieruchomości. Z drugiej zaś - pozostałości po czasach komunizmu, tj. braku ustawy, która rozwiązałaby całościowo problem reprywatyzacji. A zatem zwrotu kamienic, pałaców, fabryk, aptek, ziemi rolnej i wszelkich innych nieruchomości zabranych przez komunistyczne państwo ich prawowitym właścicielom już na samym początku jego istnienia. Bądź pieniężnych rekompensat za utracone mienie.

To zapewne nie przypadek, że to skrajnie lewicowe Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze uważa za najgorsze zło nie - nadużycia, nieprawidłowości i działania niezgodne z prawem zdarzające się niestety "przy okazji" starań o zwroty nieruchomości ukradzionych ich prawowitym właścicielom (spadkobiercom) przez PRL-owskie państwo, bądź rekompensaty pieniężne za nie.

W przekonaniu MJN samo występowanie o zwrot/rekompensatę jest jakimś niebywałym przestępstwem lub co najmniej rzeczą wymagającą najwyższego potępienia. Tak, jak to miało miejsce kilka dni temu, gdy pod ministerstwem sprawiedliwości MJN, wysuwające własnych kandydatów w wyborach samorządowych w stolicy, zorganizowało manifestację której niechlubnym bohaterem - z wyboru Stowarzyszenia stał się prawnik prof. Maciej Kaliński, bo dla starających się o rekompensaty za odebrane nieruchomości warszawskie odzyskał ich przez całe lata starań najwięcej (230 mln zł) spośród zajmujących się tym prawników. To nieważne, że wobec żadnego z uzyskanych przez Kalińskiego zwrotów nie nie było żadnych zarzutów o przekręty, nadużycia etc. Zarzut wobec niego ze strony MJN sprowadzić można do jednego: bo odzyskał najwięcej!

Powtórzę: całemu zamieszaniu winny jest brak ustawowej reprywatyzacji.

Dodajmy, że najczęstszym sposobem na uzyskiwanie rekompensat za odebrane nieruchomości jest udowodnienie przed sądem cywilnym, że owo odebranie nastąpiło z naruszeniem prawa PRL-owskiego (sic!) - bo np. odbierano nieruchomości niepodlegające tzw. reformie rolnej, czy o nacjonalizacji przemysłu, bądź dekretowi bierutowskiemu w Warszawie odbierającemu wszelkie nieruchomości ich prywatnym właścicielom (np. nie wypłacono obiecanych w dekrecie odszkodowań) itd. itp.

Przypomnijmy w tym miejscu, że uchwalenie reprywatyzacji w naszym kraju nie jest niemożliwe i że tak naprawdę wszystko zależy tu od dobrej woli rządzących. W końcu nie tak dawno temu uchwalono możliwość wypłaty rekompensat za majątki odebrane przez Związek Sowiecki na Kresach Wschodnich. Wszyscy, którzy mogą odpowiednimi dokumentami udowodnić swoje prawo do odszkodowań za tzw. mienie zabużańskie, otrzymują od państwa stosowne rekompensaty.

Ostatnia realna próba całościowego rozwiązania problemu reprywatyzacji została podjęta na przełomie 2000/2001 r. Niestety zakończyła się w marcu 2001 r. wetem ówczesnego, wywodzącego się ideowo z komuny, prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Swą decyzję uzasadniał on wtedy w rozmowie z RMF FM, że reprywatyzacja „godzi w podstawowy dziś interes Polaków jakim jest stworzenie możliwie najlepszych warunków do rozwoju gospodarczego naszego kraju. Dlatego tej ustawy nie podpiszę”. W opinii Kwaśniewskiego sprawą zwrotu bezprawnie zagarniętego mienia powinny zajmować się sądy, a specjalna ustawa nie jest do tego potrzebna.

Od tego czasu reprywatyzacja została odłożona ad acta. Jeśli nie liczyć próby podjętej niemal dokładnie rok temu przez wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, obecnego kandydata PiS na prezydenta Warszawy. Mocno zawężała m.in. krąg spadkobierców upoważnionych do starania się o 25-proc. rekompensaty pieniężne za utracone nieruchomości, odrzucała możliwość starania się o owe rekompensaty przez firmy i inne osoby prawne, a także osoby, które w chwili odebrania im majątku nie miały obywatelstwa polskiego - a więc np. pochodzenia żydowskiego czy pozbawionych tego obywatelstwa Sybiraków. W dodatku praktycznie zakazywała możliwości starania się o zwrot nieruchomości bądź rekompensatę pieniężną przed sądami cywilnymi. 

A jest to w dalszym ciągu jedyna taka możliwość dla chcących osiągnąć te cele. Należy jednak dodać, że tego typu sprawy ciągną się najczęściej latami, są kosztowne i - rzecz jasna - nie ma gwarancji, że zawsze kończą się po myśli powodów.

Tak czy inaczej projektu min. Jakiego ostatecznie nie procedowano w parlamencie. Zaś tysiące potomków dawnych właścicieli zabranych przez komunistów nieruchomości, wciąż czekają na ustawowe załatwienie problemu reprywatyzacji. Niestety, jak widać, ten swoisty stempel komuny jest wciąż obowiązujący.