Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Wsłuchując się w wypowiedzi polityków odnoszę wrażenie, że w Polsce istnieje tylko jeden rodzaj kredytobiorców, a mianowicie posiadacze kredytów hipotecznych.

To im proponuje się wakacje kredytowe, to ich przykład podawany jest jako ilustracja wzrostu stóp procentowych. A co z przedsiębiorcami, którzy również borykają się ze spłatą zobowiązań, a dodatkowo z coraz trudniejszą sytuacją gospodarczą?

Na to, zapomniane przez polityków i dziennikarzy, grono kredytobiorców, zwrócił niedawno uwagę w artykule na łamach „Rzeczpospolitej” główny ekonomista Pracodawców RP Kamil Sobolewski. Nie można bagatelizować obciążeń dla polskich rodzin, którym rata kredytu hipotecznego wzrosła o kilkadziesiąt procent, ale – również z punktu widzenia ich interesów – niezwykle ważna jest sytuacja przedsiębiorców, którzy zaciągnęli kredyty. Między innymi dlatego, że jeśli wskutek niemożności spłat firmy zaczną upadać lub co najmniej ograniczać zatrudnienie, spłacający własne mieszkania znajdą się w naprawdę tragicznej sytuacji.

Co dzisiaj spędza sen z powiek przedsiębiorcom? Wysoka, dwucyfrowa inflacja, która pozostanie z nami – no właśnie, nie wiadomo, jak długo. Firmy dopiero zaczęły łapać oddech po perturbacjach związanych z pandemią, która rozchwiała globalne łańcuchy dostaw, a muszą zmierzyć się z kolejnych szokiem dla światowej gospodarki, jakim jest rosyjska agresja na Ukrainę. W dodatku z Chin dochodzą niepokojące informacje o kolejnej odsłonie COVID-19. Ceny surowców szybują, ceny żywności również, nie wspominając o energii. A coraz ostrzejsze europejskiej sankcje wobec Rosji powodują, że musimy się przygotować na podwyżki w zasadzie w każdej dziedzinie.

Nie dziwi zatem, że prognozy wzrostu PKB dla Polski są znacząco korygowane w dół. Dziwi (choć, znając naszą klasę polityczną, nie powinno), że mimo tylu alarmujących sygnałów dla naszej gospodarki rząd z opozycją ścigają się na socjalne obietnice, generujące inflację. Premier zapowiedział, że nie będzie żadnego ograniczenia programów socjalnych (z których obecnie korzysta również w różnym zakresie ok. 3 mln uchodźców wojennych), z kolei opozycja chce podwyższyć o 20 proc. płace w budżetówce, a nauczycielom nawet o 25 proc. Dla rynków finansowych to sygnał, że oprócz podnoszenia stóp procentowych nie ma szans na radykalne działania ograniczające inflację i spadek wartości polskiej waluty.

Z jednej strony – wymienione wyżej negatywne sygnały i zagrożenia (a lista ta jest znacznie dłuższa), z drugiej – poczucie, że państwo w ogóle nie interesuje się przedsiębiorcami, którzy zaciągnęli kredyty. Że mogą zostać z problemem sami, mogą usłyszeć, że pomoc tym, którzy spłacają kredyt na własne M kosztowała tak dużo, iż nie ma już możliwości wsparcia biznesu.

Gospodarka to system naczyń połączonych. Pierwsze problemy dla firm-kredytobiorców mogą wywołać efekt domina. Kłopoty zaczną mieć ich kontrahenci, podwykonawcy, na końcu zaś udzielające kredytów banki. Nie wspominając o tym, że może wrócić koszmar wysokiego bezrobocia.

Szanowni politycy wszystkich opcji! Ja wiem, że do urn wyborczych chodzą nie firmy, a obywatele, z których wielu spłaca kredyty na zakup domu bądź mieszkania. Mimo to – szykując się do kolejnych wyborów, nie lekceważcie poważnego zagrożenia dla gospodarki. Cena za zaniechanie będzie bowiem ogromna.

{crossposting}