I w biznesie, i na uczelniach do głosu dochodzi jednak nowe pokolenie, które zdołało poznać uwarunkowania współpracy nauki i przedsiębiorczości na świecie. Na pewno także wielką rolę w odnajdywaniu dróg do owocnej współpracy odgrywa nacisk, jaki w ostatniej dekadzie położono na innowacyjność, na start-upy. Zarówno uczelnie, jak i poważne firmy angażują się coraz bardziej we wspieranie tego rodzaju aktywności. Dlaczego? Proste – po prostu to się im opłaca. A ponieważ wiele start-upów rodzi się na uczelniach albo co najmniej przy ich życzliwym wsparciu, więc otwierają się nowe możliwości naturalnych kontaktów.
Miejsce narzekań zajmuje dialog. Prowadzony z różnym efektem, z różnym natężeniem, ale jednak dialog. Musiało upłynąć sporo czasu, aby obie jego strony zrozumiały to, co postronnym obserwatorom wydawało się oczywiste: że są na siebie skazane. Jeżeli polskie uczelnie nie chcą się wlec w światowym ogonie, muszą być innowacyjne. Do tego zaś potrzebują wsparcia. Z kolei innowacyjność to warunek rozwoju polskiej gospodarki i działających w naszym kraju firm. A innowacyjnej gospodarki nie da się zbudować samymi pieniędzmi: niezbędne jest mocne zaplecze naukowe.
Trzymam mocno kciuki za to, by współpraca dwóch szalenie ważnych dla przyszłości Polski sfer intensywnie się rozwijała. Sytuacja zmienia się z roku na rok i to w dobrym kierunku. Życzyć by sobie należało jeszcze życzliwości państwa. Nie takiej, która polega na wtrącaniu się urzędników w kontakty firm z uczelniami i próbie ich podporządkowania rządowym instytucjom. Takiej, która dodatkowo zachęci do rozwijania wartościowych projektów, od zachęt fiskalnych począwszy, a na wsparciu promocyjnym skończywszy. Ale to temat na osobny komentarz…
{crossposting}