Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Ostatni tydzień przyniósł ważne w skali całej gospodarki dane, pokazujące, że jej sytuacja znana z ostatnich miesięcy nie ulega poważniejszym zmianom. 5,4% poziom bezrobocia w grudniu to wiadomość optymistyczna, świadcząca o tym, że rozmaite działania władz, m.in. kolejne Tarcze antyinflacyjne, skutecznie chronią nasz rynek pracy.

Jednak podwyżka, kolejna w ostatnich miesiącach, stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej (do 2,25%), oznacza, że walka z wysoką inflacją (8,6% w grudniu) zdaje się nie mieć końca.

Potwierdzają to eksperci ekonomiczni, a także sam prezes NBP, Adam Glapiński, w opinii których, o spadkach inflacji będzie można mówić nie wcześniej, niż od połowy obecnego roku. Pocieszeniem w tej sytuacji mogą być zapowiedzi premiera Morawieckiego Tarczy Antyinflacyjnej 2.0 i (okresowych) obniżek stawek VAT na paliwa czy na żywność (po uzyskaniu na to zgody ze strony Brukseli).

Także ostatnia podwyżka stóp procentowych, a także prawdopodobnie kolejne, w następnych miesiącach, powinna - jednak z kilkumiesięcznym opóźnieniem - wpłynąć na zmniejszenie drożyzny. Tym problemom sporą część swojego wystąpienia na środowej konferencji prasowej poświęcił prof. Adam Glapiński, szef NBP:
Najpierw wyjaśnił dlaczego właśnie od jesieni ub.r. RPP zaczęła podnosić stopy procentowe:

- Według niektórych publicystów NBP powinien odmrozić gospodarkę i podnosić stopy, by za wszelką cenę zdusić wzrost cen. Otóż nie za wszelką cenę. Nie jesteśmy skłonni zapłacić ceny wysokiego bezrobocia. Podobnie postępują banki centralne na całym świecie. (…) Część ekspertów uważa, że - ostatnio stwierdził to MFW - NBP we właściwym czasie zaczął podnosić stopy. A stało się to w okresie wysokiej niepewności, utrzymującej się od dłuższego czasu - a więc czy przedwczesne podnoszenie stóp nie zmrozi gospodarki i nie podniesie bezrobocia. Bo można by i tak postępować. A byłoby to największe nieszczęście dla polskich rodzin. Wobec tego zareagowaliśmy z podnoszeniem stóp na czas: w chwili, gdy gospodarka znajduje się na kursie wzrostu, a inflacja się utrwaliła, i stopy można było zacząć podnosić - stwierdził Glapiński.

Jednak bodaj najciekawszy fragment jego wystąpienia podczas wspomnianej konferencji poświęcił prognozom rozwoju inflacji w kolejnych miesiącach: - Nasz scenariusz jest umiarkowanie optymistyczny: pandemia będzie słabnąć, ceny transportu zmaleją, ceny gazu czy ropy się stabilizują czy nawet obniżają. Będą przy tym rosły ceny elektryczności co wynika z zielonego programu KE. Przewidujemy, że w I kw. br. inflacja nieco zmaleje dzięki Tarczy antyinflacyjnej, a w II kw. ponownie wzrośnie - do czerwca do powyżej 8% (osłabi to 0% VAT na żywność). A później będzie maleć. W całym roku będzie jednak powyżej celu inflacyjnego. Dopiero w 2023 r. inflacja znajdzie się na znacząco niższym poziomie. Wszystkie te projekcje są przygotowane przez wielotysięczny zespół ekspertów NBP z najlepszymi źródłami informacji, dysponujący najlepszymi modelami ekonometrycznymi. Sam osobiście żadnych projekcji nie wymyślam. W zależności od ewentualnych gwałtownych zmian cen paliw czy energii trzeba będzie dokonać korekt tych projekcji - podkreślił prezes NBP.

Jak więc widać mamy do czynienia z równaniem z wieloma niewiadomymi. A przecież nie wszystkie z nich wymieniliśmy. Na sytuację gospodarczą naszego kraju w najbliższych miesiącach i latach niewątpliwie istotny wpływ będzie przecież także wywierać szybkie, bądź opóźnione - choć już przecież przeciągające się - zatwierdzenie przez Brukselę Krajowego Planu Odbudowy, co uruchomi fundusze unijne w kwocie 58 mld euro (tj. ponad 264 mld zł). Z tego 23,9 mld euro w formie dotacji bezzwrotnych, a 34,2 mld euro w pożyczkach. Przy czym czas na wykorzystanie tych środków mamy do 2026 r.

Nie trzeba przecież głębiej uzasadniać, że w sytuacji, gdy rząd zapowiada wydatkowanie kolejnych środków budżetowych na Tarczę antyinflacyjną 2.0 oraz na inne działania nakierowane na walkę z inflacją czy też na pomoc dla przedsiębiorców poszkodowanych wskutek pandemii, ponad ćwierć biliona zł stanowi kwotę, która jest po prostu niezwykle potrzebna.

Negocjacje w tej sprawie z Brukselą trwają, a z nieoficjalnych przecieków wiadomo, że - mimo, iż w przypadku większości krajów UE Bruksela zatwierdziła ich KPO jeszcze w ub. roku - wciąż istnieją szanse na to, że jeszcze w I kwartale br. nasze KPO także będzie zaakceptowane. I to pomimo tendencji do uzależniania decyzji Komisji Europejskiej w tej sprawie od zachowywania przez nasz kraj tzw. praworządności.

Jeśli wreszcie Bruksela zaakceptuje nasz KPO, to nawet ewentualne niespodziewane zawirowania w gospodarce związane z jakimś niespodziewanym zwrotem w sytuacji covidowej, uda się nam przejść względnie suchą stopą.

{crossposting}