Sprawa GetBack, za sprawą polityków z obu stron barykady, staje się paliwem na nadchodzące kampanie wyborcze.
Zdaniem niektórych ekspertów, gdyby zachowano minimum ostrożności przy oferowaniu obligacji GetBack, obyłoby się bez dużej rzeszy poszkodowanych.
W natłoku bezwartościowych wynurzeń na temat drugiego, trzeciego i czwartego dna sprawy GetBacku wielu osobom zapewne umknął bardzo ciekawy wywiad „Forbesa” z prezesem Quercus TFI. Pokazuje on mechanizmy stosowane przez instytucje finansowe, o których przeciętny Kowalski nie ma bladego pojęcia. Prezes Sebastian Buczek zwraca uwagę, że do końca ubiegłego roku obligacje GetBack były oferowane przez wiele renomowanych instytucji, a biura maklerskie zaczęły zawieszać swoje rekomendacje dopiero w grudniu i styczniu. Mimo tego znajdowali się pośrednicy, którzy w pierwszych miesiącach bieżącego roku oferowali obligacje spółki z oprocentowaniem na poziomie nawet powyżej 10%.
Oczywiście trzeba zapytać: dlaczego? Przecież poważna instytucja, na zdrowy rozsądek, nie będzie ryzykować swojej reputacji dla szybkiego zarobku. Na zdrowy rozsądek… Otóż w tej sprawie zdrowy rozsądek zawiódł, a wygrało iście socjalistyczne przywiązanie do gospodarki planowej. Banki i inni pośrednicy mają do wykonania, często wyśrubowane, plany prowizyjne. Żeby je wykonać, trzeba sprzedać produkty z odpowiednio wysoką prowizją. To dlatego – abstrahując od sprawy GetBack – banki ze szczególnym upodobaniem oferują produkty własnych TFI. Bo, jak wyjaśnia szef Quercusa, wtedy inkasują 100% opłaty za zarządzanie. Jeszcze raz odwołam się do zdrowego rozsądku – otóż dyktuje on, by pieniądze klienta dywersyfikować, minimalizując ryzyko. A już z pewnością nie zachęcać inwestora do hazardowych inwestycji. Żeby tak się stało, klient musi być partnerem, a nie „jeleniem”, na którym zarabia się odpowiednio dużą prowizję.
Powiedzmy sobie szczerze: finanse to dziedzina, w której trudno się poruszać bez odpowiedniej wiedzy. Jak wymagać od przeciętnego klienta banku, by rozumiał, o co chodzi w mechanizmach obligacji, nie mówiąc o bardziej skomplikowanych instrumentach finansowych. Klient zdany jest na dobrą wolę i uczciwość sprzedawcy produktu. Niestety, trudno być optymistą i wierzyć, że sytuacja się poprawi, bowiem polskie szkoły nie uczą wiedzy o rynku i instrumentach finansowych. A wszak żyjemy w rzeczywistości, gdzie instrumenty te nie są zabawą wąskiego grona zamożnych obywateli, lecz oferowane są milionom Polaków. Uczymy, że ważna jest profilaktyka zdrowotna, wbijamy do głowy tezy o szkodliwości palenia – to może kształćmy młodych Polaków tak, by wiedzieli, czym są obligacje, czym lokaty, a czym ryzyko. Palenie szkodzi - to fakt, ale złe inwestycje potrafią przekreślić dorobek całego życia.