Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Mariusz Kordowski w garniturze

W 2018 roku wycofano się z pomysłu zakup australijskich fregat, a wciąż brakuje jednostek broniących dla marynarki wojennej.

Modernizacja tych Sił Zbrojnych to jedna z głównych potrzeb polskiej armii. Szczególnie gdy chodzi o obronę terenu Morza Bałtyckiego, biorąc pod uwagę agresywną politykę militarną Rosji.

- W toku analizy nie udało się nam dotrzeć do jakiegokolwiek dokumentu, który uzasadniał celowość pozyskania fregat. Oczywiście marynarka wojenna ma prawo posiadać takie jednostki, tylko że one są nasycone drogimi systemami, a mogą być łatwo zniszczone – podkreśla Mariusz Kordowski, prezes Fundacji Centrum Analiz Strategicznych i Bezpieczeństwa.

Fregaty – kierunek przetargu

- Jeżeli dojdzie do przetargu, to kierunek jest wobec sprzętów istniejących, czyli prawdopodobnie w grę wchodzi transakcja z Australii lub Danii. Choć pole manewru jest spore i znajdzie się pewnie jeszcze kilku oferentów. Tylko, że te fregaty bardziej nadają się na tereny morza północnego, czy atlantyckiego, a nie pokrywają wtedy zasięgiem Polski. Osoby, które nastawiają się na taki zakup, to raczej ludzie, którzy sprzyjają danej grupie interesów, aniżeli myślą o obronności kraju – uważa Kordowski.

- Najgorsze jest to, że pozostałe systemy obronne na lądzie będą skupione na ochronie tych fregat. Stąd nazwa raportu – „Tarcza broni tarczy”. Trafiłem na argument zwolenników zakupu, że te fregaty miałyby operować okrętami sojuszniczymi. Nie zgadzamy się z tym. A przynajmniej nie w kwestii Bałtyku. I nie za takie pieniądze ,kwota zakupu ma wynosić od 5 do 12 miliardów złotych, więc jest bardzo poważna – dodaje prezes Fundacji Centrum Analiz Strategicznych i Bezpieczeństwa.

Zakup okrętów wciąż jest na poziomie planów. Jednak wobec doniesień medialnych Polska Grupa Zbrojeniowa analizuje już możliwość potencjalnego przetargu.

Alternatywy dla fregat

- My chcemy zaproponować własną koncepcję. Nie przesądzamy, że alternatywą dla fregat mają być okręty podwodne. Przebadamy także inne systemy. Rozwój powinien pójść w takim kierunku, by marynarka nie tylko broniła wód terytorialnych, ale by odgrywała większą rolę w bezpieczeństwie kraju. Na przykład wszelkie środki lotnicze, chociażby nabrzeżne systemy rakietowe, czy rozpoznawcze. Bo po co strzelać z morza, kiedy koszty są wysokie, gdy można to robić za mniejsze pieniądze z powietrza – twierdzi Kordowski.

- Śmigłowce raczej byłyby tańsze od fregat. Podobnie okręty podwodne. W przypadku okrętów podwodnych zasięg ofensywy byłby zdecydowanie większy. I to rzeczywiście miałoby większy wpływ na kwestię obrony Polski – dodaje.

Tarcza broni tarczy - wnioski

Główne wnioski z raportu są takie, że wybraliśmy trzy rodzaje pocisków, które mogą zaatakować fregaty. Fregaty są odporne tylko na jeden z nich, ale też do pewnego momentu. W przypadku pocisków Oniks wystarczy sześć strzałów aby zniszczyć cel. A pocisk Cyrkon może zniszczyć fregatę za pierwszym razem.

- Zatopienie fregaty to paraliż systemu obrony kraju. Nie mówiąc o stracie dużych pieniędzy, to tracimy cennych marynarzy. Ponadto automatycznie blokujemy morze bałtyckie z operacji NATO. Żaden ich okręt nie wejdzie na Bałtyk, jeżeli dopiero co zatopiono inną jednostkę – reasumuje prezes CASiB - Przeciwnik z łatwością może zniszczyć fregatę, a my będziemy mieli problem z decyzją o kontruderzeniu. Przykładowo, gdyby Rosja zniszczyła te jednostki, to nie podejmiemy decyzji o odpowiedzi militarnej bo tym samym możemy dać Rosjanom powód do rozpoczęcia wojny. Mogą z rozmysłem zniszczyć fregatę, a my nie mamy odpowiednich sił żeby zareagować skutecznie. Musimy wyposażać marynarkę w systemy które będą możliwie zabezpieczone przed zniszczeniem i naprawdę zdolne do skutecznej obrony.