Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Żadna partia rządząca nie może oprzeć się pokusie, by naśladować poprzedników w ich błędach. Żeby nie było, że widzę tylko błędy rządzących do roku 2015, muszę przyznać, że straszliwie irytuje mnie kwitowanie zarzutów argumentem: „a za PO…”.

Tak, za PO działo się wiele rzeczy, które w przyzwoicie rządzonym państwie nie powinny się zdarzyć. Ale fakt, że za PiS-u zdarzają się w niektórych obszarach rzeczy podobne, nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Przecież dzisiaj rządząca opcja zyskała zaufanie wyborców właśnie dlatego, że postanowiła wyżej ustawić sobie poprzeczkę.

Natomiast niezwykle zabawnie jest obserwować, jak komentatorzy i publicyści, którzy z pozycji wielkich intelektualistów o europejskich horyzontach wmawiają polskiej prawicy nieskończoną listę grzechów, wpadają we własne sidła. Niczym Lis. Nie przysłowiowy, ale ten z krwi i kości, zatrudniany przez niemiecki koncern Tomasz Lis.

To, co zaserwował nam w ostatnim numerze „Newsweeka”, to podręcznikowy przykład absurdalnej, spiskowej historii i prześwietlania rodziny.

A przecież jego pismo i wspierana przez niego opcja polityczna od lat głosi, iż wyimaginowane spiski i lustrowanie rodziny to znaki firmowe prawicy. Światli spadkobiercy duchowi profesora Geremka i premiera Mazowieckiego takimi chwytami się brzydzą.

Zapowiadany jako sensacyjny artykuł o Telewizji Polskiej pod rządami Jacka Kurskiego okazał się niewypałem. Oczywiście, oparty jest w znacznej mierze na wypowiedziach anonimów. Nie znamy ich z nazwiska czy pełnionej funkcji. Nic nie wiemy o ich powiązaniach, ani czym się zajmują. Ten sposób pisania „sensacyjnych” tekstów od pewnego czasu jest normą w „Wyborczej” i mediach Springera. Na pewno jest bardzo ekonomiczny, bo duży tekst można napisać nie ruszając się od biurka.

Ale wracajmy do naszych lisów… to znaczy baranów. Z „Newsweeka” dowiedzieliśmy się, że perfidny reżim pisowski pozyskał sobie sojuszników ze świata demokracji. Istnieje bowiem tajny (tajny do czasu rozszyfrowania go przez tygodnik Springera) spisek TVP, Polsatu i Netii. Spisek skomplikowany.

Oto, jak czytamy, dla prezesa Kurskiego kluczową sprawą jest oglądalność publicznej telewizji (z tego wynika, że wedle „Newsweeka” dla poprzedników kluczowa ona nie była?!), a widzów jego telewizji podbiera Polsat.

Z tymże Polsatem wiążą Kurskiego jednak różne konszachty.

Nie tylko z Polsatem, bo i z Netią, jako że argumentem wyników z Netii prezes TVP posługuje się, podważając dane o oglądalności TVP przedstawiane przez Nielsena. Nielsen jest dzisiaj na rynku badań telemetrycznych w Polsce monopolistą. „Newsweek” mocno oburza fakt, że prezes Kurski i Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji chcą alternatywnego badania. Dziennikarze tygodnika zapomnieli, że o takiej potrzebie zaczęto mówić jeszcze za prezesa Brauna.

Przy okazji gruntownie prześwietlono małżonkę prezesa TVP. Doszukano się prawdziwej zbrodni: pracuje dla Netii. Co prawda jej obowiązki nie mają nic wspólnego z Telewizją Polską, co prawda jej zawodowe doświadczenie w pełni uzasadnia zatrudnienie, ale… Cóż, jest żoną Jacka Kurskiego. A tego wybaczyć nie można.

Tekst „Newsweeka” zbiegł się z atakiem posła Michała Szczerby na TVP za rzekome promowanie Patryka Jakiego jako kandydata na prezydenta Warszawy. I na tym stwierdzeniu poprzestańmy. Po co, wzorem „Newsweeka”, mówić o tajnych porozumieniach między politykami Platformy a czołowym tygodnikiem wspierającym ich partię? Szczególnie, że takie relacje do tajnych nie należą.