Kończący się tydzień przyniósł dobre wieści, które oznaczają, że polska energetyka będzie zaopatrywana w ciągu ponad dwóch najbliższych dekad w kolejne partie gazu płynnego ze Stanów Zjednoczonych. To kolejne potwierdzenie naszego stopniowego uniezależniania się od Gazpromu - jeszcze do niedawna praktycznego monopolisty w dostawach błękitnego paliwa do naszego kraju.

Choć dla amerykańskiej firmy Cheniere Energy dostawa gazu LNG do świnoujskiego gazoportu na pokładzie metanowca Oak Spirit z 26 lipca nie była pierwsza, miała specjalną rangę. Okazała się bowiem pierwszym ładunkiem w ramach długoterminowego kontraktu dla Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa SA. To właśnie Cheniere zainaugurował przed dwoma laty dostawy tego paliwa do naszego kraju, jak i do naszej części Europy. Posunięcie to oznaczało wówczas przełom. Jeszcze nie tak dawno przecież na gaz ziemny mogliśmy liczyć niemal wyłącznie w oparciu o dostawy z rosyjskiego Gazpromu. Jeszcze w ub. roku wciąż ok. 2/3 tego paliwa zużywanego w naszym kraju pochodziło od tego dostawcy.

Tymczasem wszystko wskazuje na to, że od 2022 r., kiedy zakończy się tzw. kontrakt jamalski z Rosją, wynegocjowany na niekorzystnych zresztą dla Polski warunkach przed laty przez ówczesnego PSL-owskiego wicepremiera Waldemara Pawlaka, nie będziemy musieli w ogóle importować gazu z Gazpromu.

Potrzeby Polski (ale po części i innych krajów naszego regionu Europy) w tym zakresie będą mogły być zaspokajane dostawami gazu (ok. 10 mld m3 rocznie) z norwesko-duńskiego gazociągu Baltic Pipe oraz ze Stanów Zjednoczonych i krajów bliskowschodnich (w postaci LNG) do Terminalu LNG w Świnoujściu (obecnie rozbudowywanego z obecnych 5 do 7,5 mld m3 rocznie po regazyfikacji LNG), a za kilka lat także do planowanego terminalu pływającego w rejonie Zatoki Gdańskiej (4-5 mld m3 po regazyfikacji).

Do tej pory amerykański gaz dostarczany był na zasadzie „spotowej” – jednorazowej realizacji zamówień. Obecnie paliwo to, które pozyskiwane jest ze stosunkowo niedawno odkrytych pokładów łupkowych, dzięki którym USA przestały być jego importerem, a stały się jednym z najważniejszych światowych eksporterów, po raz pierwszy będzie dostarczane regularnie i w ściśle określonych w kontrakcie ilościach.

Spółka PGNiG podpisała 24-letnią umowę z Cheniere w listopadzie ub.r. W latach 2019-2022 łączna wielkość dostaw ma wynieść ok. 0,52 mln ton LNG, czyli ok. 0,7 mld m3 gazu po regazyfikacji. Zaś w latach 2023-2042 łączna wielkość importu osiągnie ok. 29 mln t (tj. ok. 39 mld m3 po regazyfikacji). Oznacza to, że od 2023 r. PGNiG każdego roku zakupi ok. 1,45 mln t LNG (niemal 2 mld m3 gazu po regazyfikacji).

Dostawy będą realizowane według formuły DES (delivery ex-ship, a więc na zasadzie dostawy do gazoportu w Świnoujściu zapewnionej przez stronę amerykańską). W ramach wcześniejszych dostaw spotowych i kontraktu średnioterminowego do Świnoujścia PGNiG przyjęło dotychczas siedem takich ładunków LNG od Cheniere.

- Nasz portfel kontraktów z dostawcami z USA obejmuje rocznie ponad 9 mld m3 gazu ziemnego po regazyfikacji – czyli więcej niż sprowadzamy gazu z Rosji. Taki wolumen wzmacnia bezpieczeństwo energetyczne Polski, ale także daje nam możliwość aktywnego udziału w handlu LNG na globalnym rynku – skomentował Piotr Woźniak, prezes PGNiG.

Metanowiec, który zawinął do świnoujskiego terminalu 26 lipca, dostarczył ok. 165 tys. m3 LNG, co po regazyfikacji odpowiada ok. 95 mln m3 gazu ziemnego. Była to jednocześnie 65. dostawa LNG do Polski od momentu uruchomienia gazoportu.

{crossposting}