Nie dziwię się gorącej dyskusji, jaka wybuchła, gdy media nagłośniły sprawę. A może lepszy byłby pomysł, który powinien pogodzić zwolenników i przeciwników takiego zapisu: zanim stworzymy furtkę dla decydentów, wypróbujmy ją na przedsiębiorcach.
To, że ekstraordynaryjne rozwiązania są dzisiaj nie tylko dopuszczalne, ale potrzebne, nie ulega wątpliwości. Muszą jednak zostać spełnione dwa warunki: po pierwsze, powinny służyć tylko i wyłącznie likwidowaniu negatywnych skutków pandemii; po drugie, powinny być zgodne z konstytucją i zasadami państwa prawa. Pisząc o zasadach, mam na myśli również pewną logikę działania, zwłaszcza proporcjonalność przyjmowanych środków w odniesieniu do przyjętych celów. W przypadku proponowanej ustawowej abolicji taka proporcjonalność jest bardzo wątpliwa.
Kiedy opadnie fala zachorowań (oby jak najszybciej!) zapewne zaczną się rozliczenia – ze spóźnień w składaniu dokumentów, z nieścisłości, z nieprzestrzegania rozmaitych rozporządzeń. Przedsiębiorcy będą się tłumaczyć, ale o ich losie zdecyduje widzimisię urzędnika. Jeden podejdzie do sprawy życzliwie, inny okaże się bezlitosnym służbistą. Czeka nas fala postępowań administracyjnych, z których część zakończy się w sądzie. Przyjmijmy zatem jasną, niebudzącą żadnych wątpliwości, niepodważalną przez fiskusa i inne organy zasadę: wyłączmy odpowiedzialność za zaniechania i błędy, jeśli mają związek z obecną sytuacją. I to nie w sposób, który uzależni taką abolicję od pisania setek podań i długotrwałej procedury. Zróbmy to w sposób maksymalnie uproszczony.
Na pewno podniosą się głosy, że mogą z tego skorzystać osoby, które świadomie dopuściły się nadużyć. Oczywiście, że mogą, ale po to mamy fachowców z dziedziny legislacji, by utkali taką sieć prawną, która zatrzyma grube ryby, a przepuści płotki. Jeżeli takie rozwiązanie przyniesie pozytywne efekty, to można dyskutować i o odpuszczeniu grzechów decydentom. Też nie wszystkich i nie każdemu.
Nie kwestionuję ciężkiej pracy wielu urzędników w trudnym okresie pandemii. Ale jeśli ktoś zasługuje na rozgrzeszenie „mniejszego zła”, to są to osoby realnie dźwigające na swoich barkach ciężar kryzysu - przedsiębiorcy.
{crossposting}