W listopadzie 2018 r., decyzją Ministerstwa Infrastruktury, zarząd nad systemem e-myta przejął od prywatnego operatora Główny Inspektorat Transportu Drogowego. Eksperci już wcześniej ostrzegali przed tym posunięciem.
W założeniach od 2011 r. do dzisiaj w systemie myta powinno być ok. 7 tys. km dróg. Obecnie jest ich prawie dwa razy mniej. Co więcej od kilku lat nowe odcinki dróg nie są włączane w system. W ten sposób państwo polskie pozbawia się możliwości pobierania opłat, które bezpośrednio są wydawane na remont i budowę dróg. Nie byłyby to pieniądze jedynie od polskich kierowców, ale również zagranicznych przewoźników. Dla przykładu systemem poboru opłat nie jest objęta ściana wschodnia, co oznacza, że tranzyt z Rosji i wschodu nie płaci za korzystanie z polskich dróg. W tym kontekście plany nowych inwestycji infrastrukturalnych rządu są pozbawione dużego źródła finansowania. Przejęcie systemu viaTOLL przez GITD nie odnowiło planów poszerzenia systemu. Również pod kątem technologicznym nie czeka nas zmiana i nowa jakość. Mimo wszystko Ministerstwo Infrastruktury postanowiła postawić na państwowego operatora, który ostatecznie musiał skorzystać z usług poprzedniego, prywatnego zarządcy.
„W ferworze nadrabiania kilkudziesięcioletnich zaległości i budowy tras szybkiego ruchu decydenci traktowali lokalne szlaki po macoszemu. Jednak wielką niewiadomą pozostaje wysokość przyszłych środków na drogi krajowe. Ministerstwo Infrastruktury postanowiło zagrać va banque. Tylko nie wiadomo, czy wygra” – uważa Arendarski.
{crossposting}